Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/227

Ta strona została przepisana.
—   223   —

Drgający wiekuiście środek sił ciążenia
I wszystko z miejsc swych rusza i w ów gmach spiętrzony
Godząc pięścią, jak zwykle stołki, wstrząsa trony —
Tak, że wnet zaprzestawszy zwady swej junaczej,
Królowie w niebo patrzą — w dół spojrzyjcie raczej!...
Ach lud! Ocean — wiecznie zmienne wód kryształy —
W które cobądź kto wrzuci, on wnet zadrga cały.
Wał, który, tron zmiażdżywszy, z grobem go kojarzy —
Zwierciadło, w którem rzadko król jest rad z swej twarzy!
Ach! ktoby wzrok zagrążył w bełt ów tajemniczy,
Ujrzałby w głębi szczęty, jakich nikt nie zliczy,
Rozbitych naw państwowych, które on w swym gniewie
Zgniótł, bo mu zawadzały — i już o nich nie wie.
Tem wszystkiem rządzić? Być tam, na tem tak dalekiem
Piętrze — tam wstąpić, wiedząc, żeś jest tylko człekiem —
I mieć otchłań pod sobą!... Byłem w chwili owej,
Spojrzawszy w nią, nie uczuł, iż mam zawrót głowy...
O! gmachu z władz i z władców! ty — tak chwiejny srodze —
Twój szczyt jakże jest szczupły! Biada trwożnej nodze!
Och! a gdybym tam osłabł? — Gdzież mi wsparcie czyje,
Gdy uczuję, jak świat mi żywem tętnem bije
Tuż pod stopą, szumiący głucho, zwarty w sobie! —
Potem glob ten już mając w ręku — cóż z nim zrobię?
Mamże siły, choćbym go w dłonie wziął obiedwie,
Być cesarzem? — gdym królem zdołał być zaledwie!
Tak. Człowiek powołany tylko — przyznać muszę —
Zdoła do miary szczęścia swą rozszerzyć duszę —
Lecz ja — któż mi wzrok zwiększy? Kto mi w walk tych polu
Wodzem będzie? (Padając na kolana przy grobowcu). Ty jeden, Wielki ty Karolu
O! skoro Bóg, przed którym przeszkód drżą bezprawia,
Wielkości nasze obie twarzą w twarz zestawia,
Ty mi wiej w serce z głębi twego tu pomnika
Coś wielkiego, szczytnego, co się z pięknem styka.
Rzecz każdą daj mi widzieć zewsząd w prawdzie nagiéj.
Pokaż mi świat ten małym, bo mi brak odwagi —
Tknąć go. Wskaż mi: że wśród tej wężownicy kręga.
Co aż ku Cezarowi od pastucha sięga,
Każdy jest na swym szczeblu z siebie rad, w sąsiada
Przez ramię patrząc z śmiechom, którym ledwie włada.
I mów mi grzmiącym głosem groźnych spraw siłacza,
Że jest wielkim, kto karze, nie zaś kto przebacza.
Nie prawdaż? — Ach! jeżeli w ciszy tej się zdarza,
Że zbudzony niesforną wrzawą cień mocarza
Dźwiga się i grobowiec pięścią swą przetworzy,
By w świat z niego wystrzelił błysk gromowej zorzy —
Jeśli to prawda — niechbyś rzekł mi słowo wieszcze:
Co po Karolu Wielkim zrobić można jeszcze?
Mów — choćby tchnienie twoje, godząc w moją głowę,