Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/253

Ta strona została przepisana.
—   249   —

„Jam zwinny dziś, jak dziki kot,
O, daj mi skok! o, daj mi wzlot,
Ty desko wątła a sprężysta,
Wysoko tak, by oczom znikł
Cały ten fraków czarnych szyk,
Gdzie handlarz ton, ton — biuralista!

„Przez niepojęty jakiś cud,
Jeżeli możesz, daj mi rzut
Aż do wyżyny niewidoméj,
Kędy swobodnie — plącząc, rwąc
Złociste włosy planet, słońc —
Orły mijają się i gromy.

„Aż do eteru gwarnych sfer,
Gdzie wycieńczone tchnienia w szmer
Bezsilny łącząc, w czarne noce,
Wichry, pijane złością swą,
Stargane, wściekle, ciężko śpią
Na bladem łonie chmur w pomroce.

„Wciąż w górę, w dal, pod niebios sklep!
Aż w te lazury, których step
Ruchomej turmy naszej dachom!
Aż po tych wschodów krwawych próg,
Skąd płomienisty wstaje bóg,
Szalony gniewem i przestrachem.

„Wyżej, wciąż wyżej! jeszcze stąd
Giełdziarzy w zlocie widzę rząd,
Krytyków, panny — żądne sideł —
I realistów świat napłask.
Powietrza! światła! w błękit! w blask!
Ach, skrzydeł! skrzydeł! skrzydeł! skrzydeł!“

I z giętkiej deski swej, jak ptak,
Klown wzbił się w lot szalenie tak,
Że śród powietrznej przebił jazdy
— Przy wrzawie trąb — płócienny dach
I w pragnień swych wciąż tonąc snach,
Potoczył się pomiędzy gwiazdy.


2. Ze „Stalaktytów“.

Pójdź. Słomiany kapelusz włóż na czarne włosy.
Zanim wrzawa się zbudzi, zabrzmią pracy głosy,
Pójdźmy zobaczyć ranek, jak na górach wstaje,
I z ulubionych kwiatów obrać łąki, gaje.
Nad brzegami źródełka zmarszczonego lekko
Nenufary złocistą mrugają powieką;
W pól głębokiem milczeniu, w cichej sadów głuszy
Zostało coś, jak echo piosenki pastuszej,
A wietrzyki poranne, błędni bracia gońce,
Strzepując jakby dla nas swe skrzydła pachnące,
Rzucają już na ciebie, uśmiechnięte dziecię,
Wonie brzoskwiń różowych i jabłonek w kwiecie.
(Miriam).


Jednoaktową lcomedyę Banville'a p. t. »Pocałunek« przetłómaczył A. Lange, Warszawa, 1888; jest także przekład dramaciku »Piotr Gringoire«, grywanego na scenach.


XXVI. Leconte de Lisie.

1. Umarłemu poecie.

Ty, coś błądzącem okiem szukał wciąż słonecznych
Świateł, barw nieśmiertelnych, i boskich konturów,
I żywych ciał o blasku promiennym lazurów,
Śpij cichy, w mrokach nocy pogrążony wiecznych.