Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/286

Ta strona została przepisana.
—   282   —

Córka. To przebieg zimna tak jej dokucza... to przebieg zimna tak jej dokucza...
Wuj. Niema przeciągu zimna, okna są zamknięte.
Córka. Myślę, że zgaśnie.
Ojciec. Nie ma już oliwy.

Istotnie lampa gaśnie, nie przynoszą nowej, powiadając, że lubią rozmawiać w ciemności; ale rozmowa się nie wiąże, często zapada przykre milczenie. Dziadek niepokoi się, prosi o otwarcie okna; na dworze panuje cisza najzupełniejsza. Wtem posłyszał jakiś szmer.


Dziadek. Co to słychać, Urszulo?
Córka. Nic, dziadziu, to liście spadające; — tak, to liście spadające na taras.
Dziadek Zamknij okno, Urszulo.
Córka. Dobrze dziadziu. (Zamyka okno).
Dziadek. Zimno mi. (Milczenie. Trzy siostry całują się). Cóż to słychać teraz?
Ojciec. To trzy siostry całują się.
Wuj. Zdaje mi się, że wszystkie trzy są bardzo blade dziś wieczór. (Milczenie).
Dziadek. Cóż to słyszę teraz, Urszulo?
Córka. Nic, dziadziu; to ja splotłam ręce. (Milczenie).
Dziadek. Cóż to słyszę, cóż to słyszę, Urszulo?
Córka. Nie wiem, dziadziu; może to moje siostry drżą nieco!
Dziadek. Boję się, moje córki.

(Promień księżyca wpada ukośnie przez kolorowe szyby i rozsiewa tu i owdzie po pokoju przyćmione, dziwaczne blaski. Północ bije, a z ostatniem jej uderzeniem niektórym zdaje się, iż słychać jakiś niejasny szmer, jakby kogoś zrywającego się z krzesła z wielkim pośpiechem).


Dziadek. (wzdrygnąwszy się z niezwykłem przerażeniem). Kto to wstał?
Wuj. Nikt nie wstał.
Ojciec. Ja nie wstałem.
Trzy siostry. I ja nie! — I ja nie! — I ja nie!
Dziadek. Ktoś wstał z za stoła!
Wuj. Zapalić światło!

(W tej chwili daje się słyszeć nagle trwożne kwilenie z pokoju dziecięcia po prawej stronie; kwilenie to trwa dalej, przechodząc wszystkie stopnie przerażenia, aż do końca sceny).


Ojciec. Słyszycie! dziecko!
Wuj. Nie płakało nigdy!
Ojciec. Idźmy zobaczyć!
Wuj. Światła, światła!

(W tej chwili dają się słyszeć głuche, przyśpieszone kroki, jak gdyby kogoś biegnącego ku pokojowi ku lewej stronie. Potem — milczenie śmiertelne. Wszyscy nadsłuchują w niemem przerażeniu, aż wreszcie drzwi tego pokoju otwierają się zwolna;