Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/357

Ta strona została przepisana.
—   353   —

Nie lubi gwaru; nigdy z nimi społem
Nie zasiadł wesół za biesiady stołem;
Śmiech ni żart nigdy ust mu nie umili;
Lecz mężny — męstwu hardość wybaczyli.
Próżno go kolej pełnego kielicha
Wabi w przechodzie; on z wzgardą odpycha...
A jego uczta! — najlichsi z czeladzi
Wzajemby z wzgardą odepchnąć ją radzi.
Jadło — chleb suchy ; napój — czysta woda.
Zbytkiem nieczęstym — owoc lub jagoda;
A i tych nawet ze wstrętem dotyka,
Jakby związany ślubem pokutnika.
Ale im żądze zmysłów trzyma srożéj,
Kośnie w nim dusza i siła się mnoży.
„Płyń tam!“ — wnet płyną; „rób to!“ — wnet zaczęto;
„Za mną i naprzód!“ — poszli i łup wzięto.
Tak skory rozkaz, skorsza jego ręka:
Każdy drżąc słucha, lecz pytać się lęka.
Szyderczy uśmiech, wzrok i twarz surowa
Karcą zuchwalca za niewczesne słowa.
............
Dziwny ten człowiek dumy i milczenia,
Którego nigdy śmiechu ni westchnienia
Nikt z nich nie słyszał, którego zdaleka
Sam widok twarz ich bladością powleka,
Rządzi ich duszą, z tą sztuką władania,
Co zmusza, mami, lecz sądzić zabrania.
Cóż to za urok, że mu nikt z korsarzy,
Choć szemrze, zajrzy, oprzeć się nie waży?
Co w nich dlań wzbudza tę cześć, posłuszeństwo? —
Potęga myśli, duszy czarnoksięstwo!
One go wzniosły, gdy i los mu sprzyja;
Tem on ich wolę pod rząd swój podbija;
Walczy ich ręką, sam jak mistrz sprężyny:
Gmin dziełem jego własne mniema czyny.
Jest, było, będzie — to bieg świata tego —
Wielu pracować musi dla jednego.
Lecz niech nieszczęśnik, co w trudach umiera,
Nie zajrzy temu, co owoc z nich zbiera!
Niechby znał ciężar, co wielkość nań zwala —
0, jakże lżejsza niższych cierpień szala!
Nie na wzór świata dawnego mocarzy,
Szatanów w czynach, lecz bogów na twarzy,
Konrad nic w sobie nie ma nad człowieka.
Blask czarnych oczu ćmi smutna powieka,
Twarz ogorzała, skroń wzniosła i blada,
Włos kruczy bujnie pierścieniami spada,