Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/398

Ta strona została przepisana.
—   394   —

Jam je słyszała jak hasło pogrzebu,
Duch żegnał ciało i serce konało. —
Tej samej nocy od zamku, w milczeniu
Wolnym, niepewnym i kradzionym krokiem,
Owa cienie jadą na dwóch koniach w cieniu.
Ten mały orszak wązką ścieżką jedzie,
Która z wąwozu w głęboki las wiedzie;
A że twarz, barwę i postawę traci
W tem morzu liści, w ciemności sklepieniu
Rzekłbyś, że płyną duchy bez postaci,
Że cień czarniejszy snuje się po cieniu,
I zgadnąć trudno, czy płyną łub stoją:
To był wieszcz Walter z Irmingardą swoją.
Szumiący strumień ze szmerem swawolnym,
Jak pies za strzelcem biegnął w nasze ślady
I pryskał w górę, to w szczelinach ginął
I szumieć przestał; to z szumem wypłynął,
Jakby się lękał i udzielał rady,
Że tętent koni w biegu zbyt powolnym
Wpędzi nas w sidła zaczajonej zdrady.
Gdyśmy z parowu wjechali na błonie,
Na chwilę cugiem wstrzymaliśmy konie,
By ujrzeć jeszcze zamek opuszczony.
Patrzymy: w zamku gęste światło płonie,
To światło mury i okna zaległo.
We mnie przestało bić serce od trwogi,
Strumień przelękły wił się nam pod nogi,
Straszne przeczucie po duszy przebiegło;
Gdy krzyk się rozległ od zamkowej strony
I konie rżały i trąbiono w rogi,
Strwożone nasze parskały rumaki,
Gnały na oślep przez zielone szlaki
Tuż obok siebie, w tak ścieśnionym rzędzie,
Że się zdawały jednym koniem w pędzie;
Za niemi w pogoń biegł cień po murawie.
Za cieniem w dali ścigał koń zdyszany,
Jak obłok silą wiatru popychany.
Dziś jeszcze widzę, jak pędzimy, prawie
Lotem, po bagnach w letniej nocy blasku;
Pod nami droga wiła się po piasku.
I wstecz płynęła, jak rzeka w padole,
Biorąc za sobą ploty i topole.
Tymczasem w górze, daleko, nad głową,
Bledszy odemnie ze smutku i trwogi,
Księżyc koleją płynął lazurową
I nam w ucieczce dotrzymywał drogi:
Wszystko to jasno pamięć mi rozświeca;
Koszty nic pomnę, lecz w wrażeń odmęcie