Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/572

Ta strona została przepisana.
—   568   —

O, gwiazdo morza! O zdroju żywota!
Choć nawałnica korab’ nam zgruchota,
Na dnie przepaści ty arkę miłości
Ze szczętów wzniesiesz, o matko litości,
O, gwiazdo morza!

O, gwiazdo morza! Niech z twojej opieki
Spokój nam błogi zabłyśnie na wieki,
Niech z burz i wichrów i z toni rozbicia
Wypłynie korab’ miłości i życia...
O, gwiazdo morza!
(Marya Konopnicka).






IX. Jarosław Vrchlicky[1] (Frida).

1. Ze zbioru „Duch i Świat“.

Dzwony wieczorne.

Przez puste wzgórze szedłem w zamyśleniu;
Był cichy wieczór, jako w lecie bywa,
Gdy lasy zasną, świerszczyk w trawie śpiewu
A wszystko wkoło leży w rozmarzeniu.
Nagle zabrzmiały dzwony w tem milczeniu.
Co chce ten jęk ich, gdy ziemię cień skrywa,
Czem jest ta gędźba ponura, jękliwa,
W ciszy przyrody i w tem jej uśpieniu?
I myśl pobiegła w te czasy bezludne,
Gdy ziemia w pierwszej czystej krasie biała
Z czary ciemności piła cisze cudne,
Gdy upajała się zmrokiem i świtem,
Gdy innych dźwięków oprócz burz nie znała,
Gdy każdy ranek był święta rozkwitem.
Co czuła ziemia w tym śnie niewinności!
Sama dla siebie własnem życiem żyła,
Przed słońcem skromnie kwiecistą twarz kryła
Gałęźmi drzew swych odwiecznej starości.
Dniem upojona, wśród nocnych ciemności
Kuny swej wieszczby gromem w skałach ryła,
I tylko księżyc pod wieczór, gdy śniła,
Był cichym, niemym świadkiem jej miłości.
Wtem przyszedł człowiek, wzniósł cielca złotego,
Szedł przez pieczary, wzgórza, morskie tonie,
Wciąż nadstawiając dłoń żebractwa swego;
Niezdolny pojąć te wspaniałe dziwy,-
Spoglądał zimno, jak pieścił gór skronie
Milczący księżyc w swojej krasie tkliwéj.
Lecz przyjdzie chwila, gdy ścichniecie, dzwony,
Gdy aniołowie, co w sercach wam kwilą,
Swe modre skrzydła prostej wiary schylą,
A łoskot gromów zgłuszy wasze tony.
I w gruzy padną ołtarze i trony,
Chwasty porosną gród ludny przed chwilą,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Jaroslav Vrchlický (właśc. Emil Frida)