Strona:Opis Lublina (Zieliński Władysław) 028.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Kto może i kogo obowiązki nie zmuszają do pozostania w mieście, spieszy bądź za granicę, bądź też co najmniéj na wieś by tam odetchnąć świeżem powietrzem; wtedy handel i przemysł wszelki żółwim lezie krokiem i następuje „Sen letni” choć nie Mendelsohna, podczas którego Lublin nabiera sił do zimowych zapasów. W czasie téj ogórkowéj pory, widać tylko po ulicach naszego miasta urzędników spieszących do biór swoich a z wyjątkiem pory karnawałowéj i pięknego lata, ulice około 10-téj wieczorem są już prawie wyludnione; co dowodzi także zamiłowania porządku i systematyczności Lublinian. Wtedy to senne latarnie przyświecają zrzadka błędnymi ognikami, bo latarń gazowych dotąd nie mamy tak samo jak i wodociągów.
Wśród dnia, ruch po ulicach a mianowicie wzdłuż krakowskiego przedmieścia, jest bardzo ożywiony, głównie przed hotelami, gdzie tłumy faktorów zalegają chodniki a w godzinach popołudniowych, wśród licznych przechodniów zasłyszeć można bardzo często francuzczyznę wychodzącą z ust uroczych naszych ziemianek przybywających ze wsi za sprawunkami do miasta, oraz bawiących tu w znacznéj ilości bon i guwernantek francuzek. W ślad za temi i szanowne Lublinianki chcą dowieść że równie łatwo władają tym dyplomatycznym językiem, którym jak twierdzi podanie: diabeł do Ewy w raju przemawiał. Obok głośnego żargonu żydowskiego i języka niemieckiego z czysto pruskim djalektem, zasłyszeć także można i język angielski, co wszystko dowodzi że Lublinianie gorliwie nad lingwistyką pracują.
Lublinianie pełni otuchy w pomyślność, schlebiani przez fortunę, która w ostatnich czasach uszczęśliwiła kilkanaście osób znaczniejszemi wygranemi na loteryi klassycznéj, są zawsze weseli i dobrego humoru, a chociaż