Strona:Opowiadania i humoreski Marka Twaina.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

Nazajutrz rano biedna kobieta nie mogła podźwignąć się z łóżka.
Mała Abby otrzymała rozkaz bawienia się na dworze, by nie mącić ciszy zrozpaczonej kobiecie. Tak więc Abby bawiła się czas jakiś przed domem, wkrótce jednak pomyślała sobie, że dobrze by było do pójść tatusia i uwiadomić go, co się dzieje w domu podczas jego nieobecności. W godzinę później trybunał wojenny był już zgromadzony w komplecie przed Lordem protektorem.
— Myśmy im mówili, rzekł sędzia, aby z pośród siebie wybrali jednego na śmierć, lecz oni jednogłośnie odrzu­cili tę propozycyę.
Twarz Cromwella zachmurzyła się.
— Oni jednak nie zginą wszyscy, będziemy ciągnęli za nich losy. Poślijcie po nich, ustawcie w przyległym pokoju obok siebie, twarzą do ściany, z rękami na plecach. Zawiadomić mnie, gdy będą gotowi.
Zostawszy sam, pogrążył się w smutnej zadumie. Po chwili, wezwawszy ordynansa, rzekł:
— Przyprowadź mi pierwsze napotkane przed bramą dziecko.
Żołnierz powrócił niezadługo, prowadząc za rączkę małą Abby. Maleństwo zbliżyło się odważnie do pań­stwowego dostojnika i bez najmniejszej ceremonii wdrapało mu się na kolana, mówiąc:
— Ja pana znam dobrze. Pan jest Lordem Generałem. Ja pana często widywałam, przejeżdżając koło naszego domu. Wszyscy się pana bardzo boją, ale ja się pana zupełnie nie obawiam.
Uśmiech złagodził surowe zmarszczki na twarzy Cromwella