Strona:Oscar Wilde - Duch z Kenterwilu.pdf/50

Ta strona została skorygowana.
44

zrobił, i przed śmiercią dał mi tę szkatułkę ze ślicznemi klejnotami.
Cała rodzina wytrzeszczyła na nią oczy w niemem zdumieniu. Niezrażona tem, poważna i spokojna, pokazała im przez otwór w buazerji ściennej drogę do wąskiego, ukrytego korytarza. Za nią poszedł Waszyngton, niosąc lichtarz z zapaloną świecą, który zabrał ze stołu. Po przejściu korytarza doszli do wielkich dębowych drzwi, nabijanych zardzewiałemi gwoździami. Z chwilą, gdy Wirginja dotknęła ich, same rozsunęły się na ciężkich zawiasach, ukazując przybyłym niewielką, niską izbę o sklepionym suficie i jednem małem zakratowanem oknie. Do wielkiego, żelaznego, wbitego w ścianę, pierścienia przyczeniony był na łańcuchu wyschły kościotrup, wyciągnięty w całej długości na kamiennej posadzce. Długiemi swojemi, sztywnemi palcami zdawał się sięgać po staroświecką misę i dzban, postawione jakgdyby naumyślnie zbyt daleko od niego. Dzban był widocznie napełniony niegdyś wodą, bowiem na dnie jego osiadła zielona pleśń. We wnętrzu misy widniała kupka pyłu. Wirginja uklękła obok kościotrupa i, złożywszy drobne dłonie, zaczęła modlić się w milczeniu. Reszta przybyłej z nią rodziny przypatrywała się ze zdumieniem straszliwej tragedji, której tajniki odsłoniły się przed nią teraz.
— Patrzcie! — zawołały nagle bliźniaki, które wyjrzały przez okno, aby przekonać się, w którem skrzydle pałacu położona była izba.