Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/104

Ta strona została przepisana.

— Jego nazwisko?
— Niechciał mi go wyjawić.
— Młody czy stary?
— Może mieć lat dwadzieścia ośm do trzydziestu.
— Cóż więcej... Przecież nie cała noc modliła się i płakała.
— Nie, ale gdy płakać przestała, to jest, gdy już łez jej zabrakło, gdy usta od ciągłego całowania ławki zabolały, podniosła się, bracie. O!.. w rysach tej kobiety malował się tak tajemniczy smutek, że zamiast postąpić ku niej, co byłbym uczynił w obec każdej innej, cofnąłem się; wówczas to ona zbliżyła się ku mnie, a raczej ku mojej stronie; bo mnie wcale nawet nie widziała; wówczas to promień księżyca padł na jej twarz rozjaśnioną, surowa powaga znowu na niej osiadła, ale znikły kurczenia się, drgania, oschły łzy. Oczy jej znowu błyszczały. Lekko otwartemi usty znowu wciągała życie, które ją na chwilę opuścić chciało; kilka kroków postąpiła niedbale, ociężale, jak lunatyczka; wtedy służący podbiegł ku niej i poprowadził ją, bo zdawało się, iż zapomina, że po ziemi stąpa. Ol... mój bracie, cóż za wzruszająca piękność!... co za nadludzka potęga!... Jeszczem nic na świecie do niej podobnego nie widział; czasem tylko w marzeniach moich, widzia-