w opinii pana Gwizyusza, czego tak pragnął oddawna.
Podczas gdy liczba podpisujących się, zamiast zmniejszać wzrastała ciągle, a tłum ludu przepływał z ulicy na ulicę, ujrzeć było można przeciskającego się, ogromnego mężczyznę, który kułakami torując sobie drogę, dostał się wreszcie do listy pana Croquentina.
Przybywszy tam, wziął pióro z ręki poczciwego mieszczanina, który dopiero co położył swój podpis i nakreślił literami, tak wielkiemi jak paec, nazwisko swoje na czystej karcie papieru, zdobiwszy ją kilkoma kroplami atramentu i ogromnym strychem podpierającym krzywe litery.
Następnie, nowemu aspirantowi oddal papier do podpisu.
— Chicot! — przeczytał następny.
— Do dyabła! ten pan pisze prześlicznie.
Chicot, albowiem on to był sam, chociaż jakeśmy widzieli, nie chciał towarzyszyć królowi, lecz obiegał Ligę na swój własny rachunek.
Zapisawszy się na liście pana Croquentina, udał się do samego pana, de la Hurière.
Ten ujrzawszy tak szumny podpis, zazdrościł mu równie zamaszystej ręki.
Przyjmowano więc Chicota z otwartemi rękami i z otwartemi listami.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/657
Ta strona została przepisana.