— Niech sobie ma...
— Tak, to rzecz nie małej wagi. Ja biorę na siebie leczyć pana z ran w pojedynkach, bo sobie ciężkich zrobić nie pozwolisz; lecz nie zaręczam za sztylet, a mianowicie sztylet zazdrosnego męża. Pamiętasz pan biednego de Saint-Megrin, którego zabił przyjaciel kochanego Gwizyusza?
— Cóż poradzisz, jeżeli mojem przeznaczeniem jest, aby mię Monsoreau zabił?
— Co?
— Więc mię zabije.
— A potem pani de Monsoreau na prawdę będzie jego żoną, a ty panie z boleścią na to będziesz patrzył z wysoka i nic nie podołasz, bo nie będziesz miał ciała.
— Masz słuszność, lepiej żyć.
— To nie dosyć; ale także dobrzeby mojej rady posłuchać. Wierzaj hrabio, dobrze jest być grzecznym dla pana de Monsoreau; on niekiedy zazdrośnym jest o księcia Andegaweńskiego, bo wtedy, gdy chorowałeś, d’Aurilly chodził pod oknami jego mieszkania. Udaj pan, że jesteś mu przychylny, że nie znasz nawet jego żony, a on ciebie jak Scypiona będzie uwielbiał.
— Masz słuszność — rzekł Bussy. Muszę oswoić niedźwiedzia, to będzie śmieszne, nieprawdaż?
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/750
Ta strona została przepisana.