Strona:PL Adam Mickiewicz - Poezje (1929).djvu/356

Ta strona została przepisana.
CXLII
DO MOJEJ PRZYJACIÓŁKI


Oby mi teraz skrzydła z nieba dostać
Takie lecące, jak duch mam ochoczy!
Wiatrów-bym niemi nie przestawał chłostać,
Ażbym doleciał, gdzie świecą twe oczy.

Potem na wieki pieszkiem stać się gotów, —
Skrzydłami drogie niech podścielę nóżki,
Kędy już, górnych wyrzekłszy się lotów,
Uklękły czasu i miłości bożki.

Patronko biednych losów przyjaciela,
Nagródź mu długi niewidzenia smutek
Okiem, zebranem w promienie wesela:
Boś twoim prośbom wymodliła skutek!

Jeżelim własne przecierpiał katusze,
Jeśli ból cudzy nie mógł mię domęczyć,
Tobiem to winien! czułą mając duszę,
Nie mogłem umrzeć, musiałem zawdzięczyć.

Niebaczny! czyliż przez ziemskie starania
Anioła Stróża okupię przysługi?
Wielbić je nawet twa skromność zabrania;
Tylko na sercu wolno pisać długi.

Niebu ich tylko wiadoma rachuba,
Gdzie brylantowem piórem na granicie
Cnotliwe czyny ryje dłoń Cheruba
I gdzie wyryte całe twoje życie.