Strona:PL Ajschylos - Oresteja I Agamemnon.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

CHÓR:
Cóż może być? Ofiara na ołtarzu płonie.
KASANDRA:
Mogilny czuję zaduch! O, lęki! O, strachy!
CHÓR:
Tak, juścić to nie słodkie syryjskie zapachy.
KASANDRA: O drodzy!
Odejdę! Nie utrzymam tam, w domu na wodzy
Swych łez nad moim losem i Agamemnona.
Nie płaczę bez powodu, jak w krzewach strwożona
Ptaszyna. Skoro umrę, wy mi poświadczycie,
Jak życiem ta niewiasta zapłaci za życie
Niewiasty, jak za męża padnie mąż. Odchodzę...
W gościnę śmierci idę w tej ostatniej drodze.
CHÓR:
Ach, żal mi! Los ten sama wywróżyłaś sobie.
KASANDRA:
Raz jeszcze się odezwę — czyż to przy mym grobie
Żałobną ma być pieśnią? Nie! Nie! Na ten słońca
Ostatni blask zaklinam, ażeby obrońca
Ojcowskiej czci, gdy mścić go na mordercach będzie,
I moją, niewolnicy, cześć miał też na względzie!
O, dziwne życie ludzkie! Lada cień je zmoże,
Jeżeli jest szczęśliwe, a jeśli, nieboże,
Nieszczęsne, tak je gąbka, jak litery, zmaże —
I na to ja się więcej, niż na los swój, skarżę.

(wchodzi do pałacu)

CHÓR:
Nikt ze śmiertelnych nie ma szczęścia dość:
Gdy nowe szczęście zapuka do bram,
Gdzie władnie dobytek sam,
Zasób bogactwa przemnogi,
Złoto przydane złotu,