Strona:PL Ajschylos - Oresteja I Agamemnon.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

KLITAJMESTRA:
Pragniecie wmówić we mnie szał i obłąkanie!
Odważnam białogłowa! Niech, co chce, się stanie,
Wy gańcie mnie, lub chwalcie — mówię bez obsłonek —
To dla mnie obojętne. Oto mój małżonek,
Patrzajcie! Agamemnon! Serce się nie boi:
Śmierć jego to mistrzowskie dzieło ręki mojej!
CHÓR: O, jakich trujących ziół,
Wyrosłych z ziemi łona,
Najadłaś się dzisiaj, szalona
Niewiasto?
Z głębin mórz
Jakiegoś się jadu napiła,
Że taka w tobie wre zbrodnicza siła?
Klątw nie okiełzać ci już:
Pogardy czeka cię dół,
Za bramy wyświęci cię miasto.
KLITAJMESTRA:
Skazujesz mnie tej chwili na sromne wygnanie,
Pogardą ludu grozisz! Niewczesne łajanie!
Bo powiedz, czemuś wówczas nie obwiniał męża,
Gdy powziął myśl haniebną, że miłość zwycięża
Ojcowską, i, ni jagnię z swojej licznej trzody,
Poświęcił własną córkę, mego łona młody,
Uroczy kwiat, by trackie uspokoić burze?
Dlaczegoście go wówczas, srodzy prawa stróże,
Za zbrodni tych ohydę, nędznego mordercę,
Z tej ziemi nie wygnali, gdy tak moje serce
Skwapliwie dziś karzecie? Ale to — słyszycie? —
Powiadam wam: deptajcie do woli me życie,
Jak ja podepcę wasze, gdy chwila zagości,
Że bóg was nieco innej nauczy mądrości.
CHÓR: Wyniosły jest umysł twój,
Ale-ć się chełpić nie radzę: