— Widzisz jak jestem nieszczęśliwy, panie hrabio... potrzeba było dopiero przypadku, abym mógł zbliżyć się do ciebie!... Niestety... czyż nie powinienem mieć koło siebie ludzi, których kocham i czczę, gdy tymczasem ograniczyć się muszę jedynie na zachowaniu imion oraz ich przysług w sercu mem i pamięci. I oto tak dalece, że gdyby służący twój nie poznał mojego, przejechałbym koło domu tego jak obcy, jak nieznajomy.
— To prawda — odpowiedział Athos głosem na pierwszą część zdania, wypowiedzianego przez Karola, a ukłonem na drugą. — To prawda!.. Wasza Królewska Mość przebył bardzo ciężkie czasy...
— A cięższe może jeszcze niestety... — odparł król — czekają mnie w przyszłości.
— Najjaśniejszy Panie!.. miejmy nadzieję...
— Hrabio!.. Hrabio!.. — mówił dalej Karol, wstrząsając głową — miałem nadzieję aż do wczorajszego wieczora... a była to nadzieja, jak na dobrego chrześcijanina przystało... przysięgam...
Athos patrzył na króla Anglji, jakby chciał go zapytać o znaczenie tych słów.
— O!.. rzecz łatwa do opowiedzenia — rzekł Karol — wygnany, wydziedziczony, wzgardzony, postanowiłem pomimo wszelkich zawodów jeszcze raz popróbować szczęścia... Czyż nie jest zapisane tam na górze, że dla rodziny naszej wszystkie szczęścia i nieszczęścia pochodzić będą z Francji?.. Wiesz o tem cokolwiek, hrabio, ty, co jesteś jednym z francuzów, których ojciec mój nieszczęśliwy znalazł u stóp szafotu w dniu śmierci, spotkawszy ich pierwej obok siebie w dniu walki.
— Najjaśniejszy Panie — odrzekł Athos skromnie — nie byłem sam, a towarzysze moi i ja spełniliśmy tylko przy tej sposobności obowiązek, jaki szlachcie spełnić należało... oto wszystko... Lecz Wasza Królewska Mość raczył mi wspomnieć...
— To prawda... miałem... protekcję... wybacz mi to wahanie, hrabio, lecz ty, co wszystko rozumiesz, zrozumiesz i to, jak ciężko przychodzi Stuartowi wymówić to słowo. Miałem powiadam protekcję kuzyna mojego, stadhoudera Holandji... lecz bez
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.
— 106 —