Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XXXV.
KRÓL.

D‘Artagnan, ochłonąwszy z pierwszego zdziwienia, odczytał po raz drugi bilecik Athosa.
— To coś dziwnego — rzekł — aby król kazał mnie wzywać.
— Dlaczego nie chcesz pan przypuścić, że król odczuwa brak takiego, jak ty, sługi?...
— O!... o!... — wykrzyknął stary wojak, uśmiechając się półgębkiem — co mi tam prawisz, mości Raulu. Gdyby król mnie żałował, nie puściłby mnie od siebie. Nie... nie... widzę ja w tem coś lepszego, lub może gorszego, jeżeli chcesz.
— Coś gorszego!... Co takiego, panie kawalerze?...
— Jesteś młody, ufny, godny podziwu... Jakżebym chciał być jeszcze na twojem miejscu. Mieć lat dwadzieścia cztery, czoło gładkie, a pod niem mózg, niczem nie zaprzątnięty, tylko kobietą, miłością lub chęciami... O!... Raulu!... dopóki nie dostąpisz uśmiechów królewskich i zwierzeń królowych, dopóki nie przeżyjesz dwóch kardynałów, jednego tygrysa, a drugiego z lisią naturą; dopóki... Lecz na co te wszystkie głupstwa?... Musimy się rozstać, Raulu!...
— Jak dziwnie przemawiasz; do mnie, panie!... Czemu tyle powagi na twojem obliczu!...
— E!... bo tu idzie o rzecz... Słuchaj mnie: mam ci dać ważne zlecenie.
— Słucham cię, panie d‘Artagnanie.
— Zawiadomisz twojego ojca o moim wyjeździe.