Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/237

Ta strona została uwierzytelniona.
—   237   —

Finansista sądził, iż zmiesza muszkietera; tymczasem muszkieter nawskoś przeszył finansistę.
— Panie d‘Artagnan — począł król, nie zwracając uwagi na wszystkie te odcienia, które w najdrobniejszym nawet szczególe nie uszłyby oka Mazariniego — chodzi tu o poborców podatkowych, którzy mnie okradli, podpiszę więc na nich wyrok śmierci.
D‘Artagnan zadrżał.
— O! o!... — wydarło mu się z piersi.
— Co mówisz?
— Nic, Najjaśniejszy Panie; sprawy te nie do mnie należą.
Król ujął już pióro i zbliżał je do papieru.
— Najjaśniejszy Panie — odezwał się Colbert półgłosem — uprzedzam Waszą Królewską Mość, że jeżeli przykład jest potrzebny, przykład ten jednak może pociągnąć za sobą niejakie trudności w wykonaniu.
— Co mówisz?... — rzekł król.
— Nie ukrywaj tego przed sobą, Najjaśniejszy Panie, iż zaczepić poborców znaczy to samo, co dotknąć spraw głównego nadzoru finansów. Dwaj ci nieszczęśliwi przestępcy, o których tu idzie, są osobistymi przyjaciółmi potężnej figury i w dzień egzekucji, którą zresztą możnaby spełnić cichaczem w Chatelet, bezwątpienia, wybuchną rozruchy.
Zarumienił się Ludwik i spojrzał na d‘Artagnana, który zlekka zagryzał wąsa, z nieznacznym uśmiechem politowania dla finansisty, jako też i dla króla, tak długo słuchającego jego mowy.
Wtedy Ludwik chwycił za pióro i ruchem tak nagłym, że ręka mu aż zadrżała, położył dwa podpisy u dołu popierów, podanych mu przez Colberta; następnie spojrzawszy mu oko w oko:
— Panie Colbert — rzekł — gdy będziesz rozmawiał ze mną o sprawach, wykreślaj często słowo trudności w omówieniu ich i radach twoich, co zaś do słowa niepodobieństwo, tego niech nigdy z ust twoich nie słyszę.