Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/278

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XLI.
O KWADRANS ZAPÓŹNO.

Pomimo, że Fouquet drugi raz w tym samym dniu odbywał jednę i tę samę drogę, nie czuł bynajmniej zmęczenia.
Zwrócił się do Pellissona, który wsunięty w głąb karety, rozmyślał nad argumentami przeciw działalności Colberta.
— Kochany Pellissonie — przemówił Fouquet — jaka szkoda, że nie jesteś kobietą.
— Ja przeciwnie sądzę, że to wielkie szczęście — odparł tenże — przecież jestem okrutnie brzydki.
— Pellisson!... Pellisson!... — rzekł minister skarbu ze śmiechem, — za często mówisz o swej brzydocie, co daje do myślenia, że jest ci to bardzo przykre.
— Rzeczywiście, iż mnie to nie cieszy wcale, proszę pana; jestem najnieszczęśliwszym człowiekiem: byłem kiedyś pięknym, a ospa mnie tak zeszpeciła, iż nikomu nie mogę się podobać. Jestem pierwszym pańskim sekeretarzem, znam i prowadzę interesy, a gdybym w dodatku był piękną kobietą, mógłbym panu oddać ważną przysługę.
— Jakąż mianowicie?...
— Poszedłbym wprost do burgrabiego, zaczął się umizgać i zbałamucił go, bo jest to człowiek niezmiernie czuły na wdzięki kobiece, a następnie uprowadziłbym naszych więźniów.
— Mam nadzieję sam to zrobić, chociaż nie jestem piękną kobietą — odparł Fouquet.
— Wierze, panu, lecz zanadto się kompromitujesz.