Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/287

Ta strona została uwierzytelniona.
—   287   —

— Bardzo jest prosty. Skazanych otacza zwykle dwunastu łuczników.
— Jutro stu ich będzie.
— Tak myślę... A nawet z pewnością dwustu.
— Zatem to za mało twoich stu dwudziestu zuchów?...
— Przepraszam. W tłumie, złożonym ze stu tysięcy widzów, znajdzie się zawsze dziesięć tysięcy bandytów, lub złodziei kieszonkowych; ci tylko obawiają się zacząć...
— Cóż z tego?...
— Na placu Greve, jaki obieram za punkt działania, będzie dziesięć tysięcy pomocników dla moich stu dwudziestu. Moi rozpoczną napad, a tamci dokończą.
— Dobrze!... lecz co uczynicie z więźniami na placu Greve?...
— Wprowadzimy ich do pierwszego lepszego domu; musianoby chyba oblegać nas, ażeby ich odebrać... A jeszcze lepiej będzie się tak urządzić: niektóre domy mają dwa wyjścia, jedno na plac, drugie na ulicę Mortellerie, Vannerie, lub Fixeranderie. Wpuścimy więźniów jedną stroną, a uciekną drugą...
— Powiedzże przecie coś stanowczego.
— Szukam właśnie...
— A ja znalazłem — zawołał Fouquet. — Uważaj dobrze, co mi w tej chwili przyszło do głowy.
— Słucham.
Fouquet dał znak Gourvillowi, który zrozumiał odrazu, o co chodzi.
— Jeden z moich przyjaciół pożycza mi niekiedy kluczy od domu, wynajmowanego przy ulicy Boudoyer, z ogrodem przepysznym, ciągnącym się aż do jednego z domów przy placu Greve.
— Tego nam właśnie trzeba — rzekł opat. — Cóż to za dom?...
— Winiarnia, dosyć uczęszczana, mająca na szyldzie wizerunek Matki Boskiej.
— Znam ją doskonale — rzekł opat.
— Winiarnia, o jakiej mowa, stoi frontem do placu, ma