Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/304

Ta strona została uwierzytelniona.
—   304   —

— Na bok! na bok! — zawołał Menneville, widząc, że ręką prawie drzwi dostaje.
— Nie tędy, mości panie!... — rzekł d‘Artagnan.
— Masz. — odparł Menneville, mierząc prosto w twarz muszkietera.
Zanim jednak zdążył pociągnąć za cyngiel, d‘Artagnan podbił mu ramię rękojeścią szpady, a ostrzem na wylot go przebił.
— Mówiłem ci przecie, abyś siedział spokojnie i nie mieszał się do niczego, — rzekł do Mennevilla.
— Na bok!... na bok!... — wołali spiskowi, przejęci naprzód obawą, lecz teraz znacznie uspokojeni, widząc, że mają do czynienia tylko z dwoma.
A ci dwaj walczyli jak olbrzymi sturamienni, szpady migały w rękach, jak miecz ognisty w dłoni archanioła... Przeszywały końcem, uderzały płazem, cięły ostrzem. Każdy cios śmierć zadawał.
— Za króla!... — wołał d‘Artagnan każdemu, którego dosięgał, to jest, którego kładł trupem.
— Za króla!... — powtarzał Raul.
Okrzyk ten stał się hasłem muszkieterów, którzy wszyscy otoczyli d‘Artagnana.
Przez ten czas łucznicy ochłonęli z paniki, zajęli tył napastnikom i szli ścieśnionym szeregiem, tratując i miażdżąc, co napotkali.
Tłum, zobaczywszy błyszczące szpady i krew lejącą się strumieniami, począł pierzchać, a w popłochu przewracał się i dusił.
Nakoniec rozległy się krzyki rozpaczy i błagania o miłosierdzie, i to było ostatnie słowo zwyciężonych.
Łucznicy odbili napowrót skazanych.
D‘Artagnan przystąpił do nich, a widząc, bladych i ledwie żywych:
— Pocieszcie się, biedacy — powiedział, — nie będziecie wystawieni na męczarnie, jakie wam ci oto nędznicy gotowali. Król skazał was na powieszenie i to was tylko spotka.
— Hola!... na stryczek z nimi!...
Pod znakiem „Panny Marji“ ucichło zupełnie. W braku wody