Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.
—   179   —

widziałem serce Waszej Królewskiej Mości tak mocno zajęte tą małą...
— Zajęte?... moje serce?... głowa mogła być zajęta, ale co do serca...
Ludwik spostrzegł, że, chcąc się z jednej strony zasłonić, narażał drugą.
— Zresztą — dodał — nie mam nic do zarzucenia tej dziewczynie; wiedziałem dobrze, że kocha innego.
— Tak, wicehrabiego de Bragelonne, uprzedziłem o tem Waszą Królewską Mość.
— Zapewne. Ale nie byłeś w tem pierwszy; hrabia de La Fere żądał ręki panny de La Valliere dla swojego syna. Dobrze zatem; kiedy powróci z Anglji, pożenię ich, skoro się kochają.
— Widzę w tem wspaniałomyślność Waszej Królewskiej Mości.
— Słuchaj, Saint-Agnan, wierzaj mi, trzeba przestać zajmować się podobnemi rzeczami — rzekł Ludwik.
Ledwie król wypowiedział te słowa, jeden z lokajów służbowych zapukał lekko do drzwi.
Saint-Agnan oddalił się przez uszanowanie.
— Wejdź — rzekł król.
Lokaj uchylił drzwi.
— Czego chcesz?... — zapytał król.
Lokaj pokazał list, złożony w kształcie trójkąta.
— Do Waszej Królewskiej Mości — rzekł.
— Od kogo?
— Nie wiem, oddał mi go jeden z oficerów służbowych.
Król dał znak, a lokaj podał bilet. Król zbliżył się do świecy, otworzył list, rzucił okiem na podpis i wydał okrzyk. Saint-Agnan, pełen uszanowania, udawał, że nic nie widzi; lecz, nie patrząc, widział i słyszał...
Przybiegł.
— A!... mój Boże!... — mówił król, czytając.
— Czy Wasza Królewska Mość chory? — zapytał Saint-Agnan, wyciągając ręce.