Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.
—   100   —

Raul zlekka potrząsnął głową i wsparł się na ramieniu hrabiego, tak szli obaj w milczeniu, z sercem przepełnionem żałością.
Naraz tętent koni i rozliczne głosy uderzyły ich słuch od strony drogi, prowadzącej z Blois. Konni pachołkowie, jadąc przodem, oświecali drogę jeźdźcom, poza nimi ciągnącym, sypiąc wesoło skrami pochodni pośród rozłożystych drzew przydrożnych.
Po chwili głos tubalny zawołał:
— Jaśnie oświecony książę de Beaufort!...
Athos wybiegł z pośpiechem na ganek.
Książę zsiadł już z konia i rozglądał się wokoło.
— O!... książę, proszę pod dach mój — rzekł hrabia.
Pan de Beaufort wsparł się na ramieniu Athosa i weszli tak razem do domu, za nimi Raul, który skromnie postępował w gronie oficerów księcia, pomiędzy którymi znalazł niemało dobrych znajomych.