Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.
—   111   —

rem, który doszedł do uszu dwojga rozmawiających z poza obicia alkowy.
Montalais nadstawiła ucha, a Raul się podniósł, gdy najspokojniej weszła jakaś kobieta uktrytemi drzwiami, które za sobą zamknęła.
— Księżna!... — wykrzyknął Raul, poznawszy bratowę królewską.
— O!... ja nieszczęsna!... — wyszeptała Montalais.
I poskoczyła, lecz zapóźno, aby zagrodzić, drogę księżnej.
— O całą godzinę omyliłam się!
Tyle jednak starczyło jej czasu, aby uprzedzić księżnę, prosto do Raula zmierzającą.
— Pan de Bragelonne, pani.
Na te słowa cofnęła się księżna, krzyknąwszy z przerażenia.
— Wasza Królewska Wysokość — szybko przemówiła Montalais — jest tyle dobrą, aby myśleć o tej loterji i...
Księżna poczęła tracić równowagę. Raulowi śpieszno było wyjść, nie pojął jeszcze wszystkiego, czuł tylko, że jest tu zbytecznym. Księżna miała już w pogotowia jakieś słówko do powiedzenia, aby dać sobie czas na oprzytomnienie, gdy naraz otworzyła się szafa, stojąca wprost alkowy i pan de Guiche wyszedł z niej cały rozpromieniony. Przyznać należy, iż i tym razem najbledszym ze wszystkich był Raul. Księżna jednak bliską była zemdlenia i usiadła w nogach łóżka.
Wreszcie Raul, postąpił ku hrabiemu, pod którym z niewysłowionego wzruszenia dygotały kolana i, ujmując jego rękę.
— Drogi hrabio — przemówił — zechciej powiedzieć księżnie, iż zbyt nieszczęśliwym jestem, abym nie zasługiwał na przebaczenie; zechciej jej także powiedzieć, że kochałem w ciągu mojego życia, i że ohyda zdrady, jakiej padłem ofiarą, czyni mnie nieubłaganym na wszelkie sprzeniewierzenia, spełniające się pod moim bokiem. Oto dlaczego, pani dodał, uśmiechając się do Montalais — za nic nie rozgłoszę tajemnicy odwiedzin przyjaciela mego u pani. Wyjednaj u księżny, która jest tak dobrotliwą i wspaniałomyślną, niechaj ci