Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.
—   118   —

— Jednakże onego czasu wiedziałeś o jego wyjeździe do Anglji?
— To z powoda spekulacji! — wyrwało się Planchetowi.
— Spekulacji?
— Chciałem powiedzieć... — bąkał zaambarasowany Planchet.
— Dobrze, dobrze, nie idzie tu o jedynie twoje, a tembardziej przyjaciela naszego sprawy; zajęcie, jakie on w nas obudzą, skłoniło mnie do pytań, które ci zadałem. Skoro więc niema tu kapitana muszkieterów, a niepodobna zasięgnąć u ciebie wiadomości o miejscu, gdzie możnaby spotkać pana d‘Artagnana, pożegnamy cię zatem. Do widzenia, Planchet!.. do widzenia!.. Chodźmy, Raulu!..
— Panie hrabio, radbym panu powiedzieć...
— Nie trzeba; nie jestem zdolny czynić wyrzutów dobremu słudze, za jego dyskrecję.
To „słudze“ niemile dotknęło półmiljonera Plancheta, lecz uszanowanie i wrodzona poczciwość wzięły górę nad próżnością dorobkiewicza.
— Nie będzie to niedyskrecja, gdy powiem panu hrabiemu, że pan d‘Artagnan był tutaj niedawno.
— A!...
— I że przez kilka godzin siedział nad mapą geograficzną.
— Dobrze, mój kochany, lecz nie mówmy już o tem.
— A dowodem ta sama mapa geograficzna — dodał Planchet, idąc po nią do pobliskiej ściany, gdzie wisiała na sznurku, tworzącym trójkąt, i zdjął mapę, nad którą zasiadał kapitan, podczas ostatniej swojej bytności u Plancheta.
Poczem podał hrabiemu de la Fere mapę Francji, a na tej mapie wprawne oko hrabiego odkryło szlak drogowy, nakłóty małemi szpileczkami; tam gdzie kończyły się szpilki, zastępowała je dziurka i kreska. Athos, wiodąc oczami po szpilkach i dziurkach, dowiedział się, że d‘Artagnan podążył w stronę południa, aż do morza Śródziemnego, w okolice Tulonu. Przy Cannes dopiero kończyły się znaczki i nakłócia. Hrabia łamał sobie przez chwilę głowę, poco muszkieter się wybrał