Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.
—   130   —

Lufa muszkietera zabłysła na szczycie warowni. Biały dym, jak pióropusz buchnął z lufy, kula padła i spłaszczyła się na kamieniu o sześć cali od dwóch szlachciców. Drugi muszkieter ukazał się i celował.
— Przebóg!... — krzyknął Athos — czyż to bezbronnych mordują?... Zejdźcie na dół, tchórze jacyś!
— Tak, przyjdźcie zmierzyć się z nami!... — rzekł Raul wściekły, grożąc pięścią do wieży.
Jeden z napastników, ten właśnie, który mierzył obecnie, odpowiedział wykrzyknikiem, pełnym zdziwienia, a ponieważ towarzysz jego brał za broń, świeżo nabitą, i już miał wystrzelić, podbił mu lufę do góry a strzał poszedł w powietrze.
Athos i Raul, widząc, że ich prześladowcy znikli z platformy, przypuszczali, iż przyjdą do nich, stali więc w miejscu, oczekując, co będzie dalej. Nie upłynęło pięć minut, gdy zaczęto bębnić w fortecy a ośmiu z załogi stanęła pod bronią po drugiej stronie fosy. Na czele oddziału znalazł się oficer, który pierwszy strzelał z platformy. Rozkazał on żołnierzom wziąć na cel dwóch szlachciców.
— Czyż chcą nas rozstrzelać!... — zawołał Raul. — Bierzmy za szpady i skoczmy do fosy. Przynajmniej choć po jednym z tych błaznów zabijemy.
Raul, nie tracąc czasu, rzucił się naprzód, za nim poszedł Athos, gdy niespodzianie głos, dobrze znany, ozwał się poza nimi.
— Athos!... Raul!... — wołał ten głos.
— D‘Artagnan!... — odpowiedział hrabia i syn jego.
— Mordioux!... do nogi broń!... — krzyknął kapitan muszkieterów na żołnierzy. — O!... byłem pewien tego, co mówiłem!
Żołnierze spuścili muszkiety.
— Co to się znaczy?... — zapytał Athos. — Strzelają do nas, nie uprzedziwszy o tem?
— To ja sam chciałem was rozstrzelać — odparł d‘Artagnan — a jeżeli gubernator nie trafił do was, ja nie byłbym chybił z pewnością, kochani przyjaciele. Co za szczęście, że