Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/293

Ta strona została uwierzytelniona.
—   293   —

— Arabowie wezwali wicehrabiego, aby się poddał, lecz ten dając im poruszeniem głowy znak odmowny, szedł dalej ku okopom.
— Była to najwyższa nieroztropność. Lecz kiedy nieszczęście zaprowadziło go tak blisko, całe wojsko było mu wdzięczne za ten zaszczyt.
Uszedł jeszcze kilka kroków, a oba pułki klaskały w ręce.
— Znowu zatrzęsły się mury od powtórnego wystrzału, wicehrabia de Bragelonne znikł w tumanie dymu, a gdy się dym rozwiał, już się Bragelonne nie podniósł, leżał rozciągnięty na ziemi.
Arabowie już mieli wyjść z okopów, aby zabrać ciało jego lub uciąć głowę, według ich barbarzyńskiego zwyczaju. Lecz książę de Beaufort, patrząc z boleścią na ten wypadek i widząc Arabów, biegnących dla porwania ciała, krzyknął:
— Grenadjerowie!.. czy pozwolicie zabrać to szlachetne ciało?
— Tak zacięta bitwa wszczęła się przy ciele pana de Bragelonne, że sześćdziesięciu Arabów padło trupem obok pięćdziesięciu naszych.
— Porucznik pułku Normandzkiego, porwawszy ciało Bragelonna, wrócił z niem do nas szczęśliwie.
— Oddychał jeszcze, co niezmiernie uradowało księcia, który był obecnym przy pierwszem opatrzeniu ran jego i naradzie lekarzy. Dwóch z nich ręczyło za jego życie. Książę uściskał ich serdecznie, obiecując każdemu, jeżeli go wyleczą, po tysiąc luidorów.
— Trzeci przybyły lekarz był to brat Sylwester, zakonnik, najbieglejszy ze wszystkich; obejrzał rany i zamilkł.
— Pan de Bragelonne otworzył osłupiałe oczy, jakby uszłyszeć albo wyczytać chciał z twarzy zdanie uczonego doktora.
— Ten, zapytany przez księcia, odpowiedział, że z ośmiu ran trzy są prawie śmiertelne, ale ufny w miłosierdzie boskie i silną młodość chorego ma nadzieję, że wyjdzie szczęśliwie, jeżeli nie uczyni najmniejszego poruszenia.
— Brat Sylwester, obracając się do felczerów, dodał:
— Nadewszystko ani go palcem nie ruszcie, bo skona.