Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/303

Ta strona została uwierzytelniona.
—   303   —

bo okropnie jestem zmęczony; a jakiż to będzie ptak, czy czapla? czy łabędź?
— I jeden i drugi, panie d‘Artagnan; ale nie lękaj się pan, król nie zna się na tem i poluje tylko dla zrobienia rozrywki damom.
Wyraz damom był tak dobitnie wymówiony, że zwrócił uwagę d‘Artagnana.
— O!... — rzekł do sokolnika, patrząc nań z zadziwieniem.
Naczelnik myślistwa uśmiechał się zapewne dlatego, aby wrócił do łaski kapitana.
— O! śmiej się pan! bo prawdziwie o niczem nie wiem, wróciłem dopiero wczoraj po miesiącu niebytności. Zostawiłem dwór w smutku po śmierci królowej matki. Król zupełnie zaprzestał był zabaw, ale wszystko ma swój koniec. A jeżeli już jest wesołym, tem lepiej.
— I wszystko na nowo się zaczyna — rzekł naczelnik myślistwa, śmiejąc się głośno.
— A!... rzekł znowu d‘Artagnan, chcąc się dowiedzieć, a godność nie pozwalała mu wypytywać niższych od siebie, jest coś, jak się zdaje, co się zaczyna? Naczelnik mrugnął znacząco oczyma.
Ale d‘Artagnan nie chciał nic od niego dowiadywać się.
— Czy rano król przybędzie?... — zapytał sokolnika.
— O siódmej każę wypuścić ptaki.
— Któż przyjeżdża z królem? Jak się ma księżna? i królowa?
— Lepiej cokolwiek.
— Jakto, chorowała?
— Po ostatniem, jakie ją dotknęło, cierpieniu Jej Królewska Mość była cierpiącą.
— Jakiem zmartwieniu? nie bój się, możesz mi to powiedzieć.
— Zdaje się, że królowa, cokolwiek więcej od śmierci królowej matki przez króla zaniedbywana, żaliła się na to królowi, który miał jej niby na to powiedzieć: „alboż nie zawsze razem przestawamy, czegóż chcesz więcej?“