Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.
—   90   —

— I cóż mój synu — rzekła nakoniec — czy postanowiłeś co względem, pana Fouquet?...
— Saint-Agnan — odezwał się Filip — zechciej dowiedzieć się, co słychać u królowej.
Saint-Agnan wyszedł.
Filip mówił dalej:
— Pani, nie znoszę, aby odzywano się przy mnie z niechęcią o panu Fouquet, wiesz o tem, i sama też niejednokrotnie przemawiałaś za nim pzychylnie.
— Nie przeczę; zapytuję też jedynie, jak jesteś względem niego usposobiony.
— Najjaśniejszy Panie — przemówiła Henryka — ja zawsze bardzo lubiłam pana Fouquet. Jest on miłym i zacnym człowiekiem.
— I nadintendentem, który nigdy nie skąpi — dodał książę — a płaci złotem wszelkie przekazy, jakie mam do niego.
— Tutaj zanadto każdy o sobie tylko myśli, — odezwała się stara królowa. — A faktem jest, że pan Fouquet prowadzi państwo do upadku.
— Co znowu, moja matko! — cichym głosem odpowiedział Filip — czyż i ty także stajesz się tarczą pana Colberta?..
— Co to ma znaczyć?... — zagadnęła królowa matka zdziwiona.
— Bo odzywasz się w ten sposób, jakgdybym słyszał mówiącą twoją dawną przyjaciółkę, panią de Chevreuse.
Nazwisko to wywołało bladość na twarzy Anny Austriackiej, zacięła usta.
— Panie — odparła stara królowa — przemawiasz do mnie w ten sposób, iż zdaje mi się, że słyszę króla, ojca twego.
— Ojciec mój nie lubił pani de Chevreuse i mał zupełną słuszność — rzekł Filip. — Ja też nie lubię jej, i jeżeli poważy się nawiedzić nas, jak niegdyś bywało, siać rozdwojenie i nienawiść pod pozorem zebrania pieniędzy, wtedy!..
— Wtedy?... — wyniośle podchwyciła królowa, sama rozniecając burzę.