Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/025

Ta strona została skorygowana.

Ale inne bojaźni muszę wyznać szczerze:
Gdy wspomnę Lubomira, wielki mnie strach bierze, —
Może nagle przyjechać w tak znaczącej porze.


Książe.

I cóż ztąd?


Lisiewicz.

On się dawniej kochał w Pannie Florze.


Książe.

Ha! tém gorzej dla niego!


Lisiewicz.

Ona go kochała.


Książe.

Cóż ztąd, powtarzam jeszcze?...


Lisiewicz.

I słowo mu dała;
Ma zatem prawo...


Książe.

Ależ tak śmiesznym nie będzie,
Stanąć jak współzawodnik w jednym ze mną rzędzie?


Lisiewicz.

Wielka by śmiałość była, temu nikt nie przeczy,
Lecz miłość... zaręczenie... a podobno rzeczy...


Książe.

Miał co miał, zaręczony czy nie zaręczony,
Niech sobie Pan Lubomir innéj szuka żony.


Lisiewicz.

Zapewne. Jednak jeśli powiedzieć się godzi,
W każdym razie ostrożność nic nam nie zaszkodzi;
Zwłaszcza, że bardzo łatwo Księciu Panu będzie,
Mając w swojem znaczeniu tyle związków wszędzie,
Wyrobić najspieszniejsze rozkazu wydanie,
By Lubomir od pułku jechać nie był w stanie.