Ta strona została skorygowana.
Geldhab.
Niema.
Lisiewicz.
Pewnie?
Geldhab.
Niema, mówię, niema.
Lisiewicz.
(wchodząc i obzierając się wkoło).
Ma szczęście, że już poszedł, (chodzi prędko)
mnie nikt nie dotrzyma;
Bo jak w złość wpadnę... to... to... Trzeba słyszeć było
Jakeśmy się tu starli, aż wspomnieć niemiło.
Geldhab (wstaje i słucha).
Pst!... pono idzie.
Lisiewicz.
(biegnąc ku drzwiom przeciwnym).
Pójdę...
Geldhab (siadając).
Nie, to wiatr zaszumiał.
Lisiewicz.
Ma szczęście, że nie przyszedł; lecz on rzecz zrozumiał:
Ze mną niema żarcików!
Geldhab.
Z nim także, mój panie.
U niego się wyrąbać, jak nam zjeść śniadanie;
Już on tutaj w Warszawie nie jednego zucha
Należycie naznaczył od ucha do ucha;
Albo na pistolety... aż mnie dreszcz przechodzi:
Kiedy wyzwie, to w sam łeb, lub w serce ugodzi,
Nie wyzywaj go! jutra nie dałby ci dożyć.
Lisiewicz.
Zabije?