Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/167

Ta strona została skorygowana.
Grzegorz.

Ale...

Major.

Ale zrobisz ciasta.

Grzegorz.

Ale ja, Panie Majorze, dalibóg nie umiem.

Major.

Zrobisz; ja każę i basta. Jest więc i drugie. Dobrze nam się wiedzie.

Rotmistrz.

Trzebaby jeszcze przy stole jakiej rozrywki damom.

Major.

Muzyczki? Co mówicie?

Rotmistrz.

Zapewne, czegoby trzeba!... ale zkąd?

Major.

Zkąd? Grześ i Rembo trąbią doskonale.

Kapelan.

Nie uchodzi, nie uchodzi.

Major.

O, dajno pokój, Kapelanie; wszystko nie uchodzi.

Porucznik.

Ale zmiłuj się, Majorze, wszystkie do jednej, wystraszysz z własnego domu.

Major.

Czém, czém u diabła? Nie trąbiąże walca doskonale? Niech im tylko czasem Kapelan w takt głową kiwnie, a zobaczycie jak wytrąbią gładko. Ale co za myśl nagle mi przychodzi!... wybornie, przedziwnie!... Ty, ty, Rotmistrzu, musisz się tem zająć: każ postawić pod oknami jadalnego pokoju... postawić... wiesz co? zgadnij!... moździerzyk nabity... Jak krzykną: wiwat damy! rym! z moździerza.