Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/017

Ta strona została uwierzytelniona.

Domu swego już nie lubił.
Ile gdzieindziej pośród zgromadzenia
Rzadką swą przyjemnością jest celem wielbienia,
Tyle nieznośny sam na sam u siebie,
Zostawił żonę, że powiem, w potrzebie
Gorętszej duszy szukania,
Szukania uczuć podziału
I ulegnienia pomału
Władzy, pod którą natura nas skłania.

Elwira.

Gdybym nie była zawsze opuszczoną,
Ach, inną byłabym żoną!

Alfred.

Spędziłażeś z nim, powiedz, choć chwilę przyjemną?

Elwira.

Ach nie, nigdy niestety! tak mało żył ze mną.

Alfred.

Jeśli przyjdzie do ciebie, to siędzie i ziewa.

Elwira.

I za to, że się nudzi, na żonę się gniewa.

Alfred.

Coraz przykrzejszym się staje.

Elwira.

Zawsze zrzędzi, gdéra, łaje,
Albo ileż mi zawsze nie czynią zgryzoty
Jego fałszywe pieszczoty,
Któremi zwykle obdarza,
Gdy nas kto trzeci uważa;
Roskosz, szczęście rozpowiada,
Których dozna kto się żeni,
Ściska, pieści, do nóg pada,
Żonę bóstwem swojém mieni;