Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.
(wracając się).

Ale proszę cię, dla samego siebie:
Miej obyczajność, miej zawsze na celu.

Zdzisław.

Jak w każdej potrzebie.

Orgon.

Drogą respektu.

Zdzisław.

Nigdym z niej nie zboczył.

Orgon (na stronie, uściskawszy go).

Bodajś łbem na dół przez okno wyskoczył!

(wychodzi furtką i wkrótce pokazuje się na murze koło altany, przełazi, zostaje czas jakiś na rękach zawieszony, potém się puszcza, zbiera płaszcz i kapelusz i kulejąc kryje się do altany)
Zdzisław.

Poszedł... rzecz dziwna... ale nim będzie z powrotem
Żebym mógł jako Zosię uwiadomić o tém,
Może i przyjdzie... nikt jej nie zatrzyma...

(chodząc koło domu)

Wszędzie już cicho... światła nigdzie niema.

(światło pokazuje się w oknie, Zdzisław kryje się za róg domu; w pokoju okno otwarte).





SCENA XIII.
Ciż sami, Celina.
Celina.

Gdzież się mógł podziać? zwiedzam każdy kątek
Lecz tu go zostawiłam... mam dobrze w pamięci....

(Celina świécę wystawia i patrzy pod okno)
Orgon.
(w altanie trzymając się za kolano).

Aha! światło, znak!