I w tym okropnym stanie niewstrzymanej złości,
Gotówbym... nawet żonie... nadwerężyć kości.
Da, zmiłuj się!... kto tłucze, ten bywa tłuczony;
Wiem więc, że nigdy takim nie będziesz dla żony.
Że się czasem małżeństwo poskubie, podrapie,
No, to coże to szkodzi? kto złapie, ten złapie;
I cicho, i sza! zgoda! lecz naruszać kości!
Czyś sfiksował? Nie, nie, nie, nie masz tyle złości.
Mam także nałóg brzydki i z tym się nie kryję:
Lubię pić i czasami aż nad miarę piję.
Likworek, co? likworek? Ach, rzecz wyśmienita!
Wybornie! do wszystkiego! To miła kobiéta!
Ale co jest najgorsza, czém pewnie się zgubię:
Karty, jak własne życie, w dzień i w nocy lubię.
Pół majątku już wzięła ta namiętność dzika.
Co Halbecwelwe, czy Ćwik? O, ja lubię Ćwika;
Lecz z musem czy bez musu, jakże tu grywacie?
Co?
A, cóż u tej baby wszystko na warsztacie!
Nareszcie z moich chorób tysiączne kłopoty:
Mam podagrę, hieragrę, spazmy i suchoty.
Ach, więc nam wraz obojgu leczyć się potrzeba,
Bo i mnie słabościami obarczyły nieba:
Cierpię mocny romatyzm w ręku, w nodze, boku,
Mam kaszel, zawrót głowy i bielmo na oku.