Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom III.djvu/026

Ta strona została przepisana.

Tak, swój portret mi dała, lecz wskazała drogę,
Jedynie pożądany jak otrzymać mogę.

(odrywa portret, obraca, do ust przyciska, a słysząc nadchodząceqo, prędko kryje)





SCENA VII.
Zdzisław, Czesław.
Czesław.

Dzień nam więc po dniu mija, wszystko w jednym stanie,
I obym był złym wieszczem, na zawsze zostanie.

Zdzisław (patrząc w okno).

Jakto? czy dziś na słotę?

Czesław.

Nie wierz mi, nie chmury,
Jak mówisz, moim myślom dają zwrot ponury;
Ni też czucie lękliwe, którém miłość poi,
Już w szczęściu, jeszcze szczęścia spodziewać się boi,
Nie, to com myślał wczoraj, dziś, jutro powtórzę;
Chęć i zapał zwieść mogą, rozsądek nie może.
Biorę rzecz w swojém świetle, roztrząsam dokładnie,
A roztrząsnąwszy widzę, że źle mi wypadnie.
Od pierwszego dnia prawie, jak przez rady twoje,
W niosących cześć Zofii licznym rzędzie stoję,
Powiedz sam, czym w jej sercu aby krok uczynił.

Zdzisław.

Ja zaś o brak pośpiechu nie będę was winił,
Owszem, czas wam zbyt drogi małoście trwonili,
Lecz kto głowy zawracał zaraz pierwszej chwili?

Czesław.

Tylko daj pokój żartom, co drwinkami trącą.