Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/050

Ta strona została przepisana.
Gustaw (coraz wolniej).

Nie, wieś ma swoje wdzięki... mówię szczerze
(ziewa skrycie)
Na wiosnę kwiatki... listki trawki świeże,
A w lecie, w lecie!.... są te... piękne żniwa;
No i w jesieni... (ziewając) także... tam coś bywa;
W zimie wieczory... tak... w zimie... wieczory;
Są, są zabawy... o, są każdej pory.

(ziewa i wkrótce zaczyna drzemać)
P. Dobrójska.

W nas to samych zabawy i nudów przyczyna.
Jeśli bezczynnie każda wlecze się godzina,
Konieczne zatrudnienia nie dzielą nam czasu,
Jeśli w ciągłym odmęcie śród gwaru, hałasu,
Zawsze pragniemy nowych rzeczy, nowych ludzi,
Wtedy jak wieś, tak miasto, koniec końców — znudzi.
Dla tego nas zapewnie nadzieja nie mami,
Iż pan Gustaw potrafi bawić się i z nami.

Klara (po krótkiém milczeniu, cicho.)

Pst! Ciociu! (pokazując śpiącego Gustawa)
Już się bawi.

P. Dobrójska.

A! co tego....

Klara.

Chodźmy ztąd wszyscy.

Aniela.

Zostawmy samego.

Albin.

Ja i w nocy tak nie śpię.