Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/078

Ta strona została przepisana.
SCENA VI.
Gustaw, Klara (z lewych drzwi).
Klara.

A to co znaczy? czy dziękczynne modły?
Czy też pokuta za śmiałe nadzieje?

Gustaw.

Bystre domysły tą razą zawiodły:
Sprzykrzyło mi się ciągle chodzić, siedzieć,
I kląkłem.

Klara.

Nie, nie, ja wiem co się dzieje,
I będę mogła dokładnie powiedzieć.
Melancholicznych wejrzeń nie widziano,
Sentymentalnych westchnień nie zważano,
Słów nie słuchano — cóż więc pozostało? —
Do nóg — miłość lub śmierć! — Lecz wypadało
Mieć w ręku szpadę, sztylet, nóż stołowy,
Albo nareszcie mordercze nożyczki!

(śmieje się)

I cóż? stoimy — bez czucia, bez mowy?
Jakto i wszystko od pierwszej potyczki?
Ach, to zwycięztwo tak łatwe prawdziwie,
Że się nie cieszę, lecz łatwości dziwię.

Gustaw.

Kołczan już próżny, zatém żart na stronę.
Ach! panno Klaro, widzisz mnie w rozpaczy!

Klara.

O, znajdę jeszcze pocisk na obronę.
Ale bez żartu, cóż ta zmiana znaczy?
Jestże to może snu rannego skutek,
Albo dowcipu nagłe przesilenie?