Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/023

Ta strona została przepisana.
Antonja.

Bardzo wiele. Mój ojciec uległ jéj władzy, a że jest majętny, wisi jak na nitce póki się jéj coś lepszego nie trafi. Jeżeli nie, to będę miała macochę niezawodnie.

Elwin.

Jakże z nią jesteś?

Antonja.

Ja jéj nie lubię, a ona oddaje wet za wet.

Elwin.

To nie dobrze, mogłaby nam być pomocną.

Antonja.

Wątpię. Mój ojciec chce mnie za mąż wydać jak najprędzéj, nie wiem dlaczego. Nastręcza mi nieustannie konkurentów, majętnych rozumie się. Ja ich odmawiam, on się gniewa i na tém koniec. Bytność zaś Laury nakaże tylko więcéj ostrożności z naszéj strony.

Elwin.

Pieniądze! pieniądze, te przeklęte pieniądze! Ach, gdybym był bogatym lub ty ubogą!.. Gdyby między nami nie było różnicy...

(p. k. m.)

Znasz ty te kraje gdzie cytryny kwitną? Gdzie w liściu wonnym pomarańcze płoną?.. Gdzie wzniosłe wawrzyny, ciche mirty stoją?.. Tam moglibyśmy w małéj chatce żyć szczęśliwie... Praca nam wystarczy. (Antonja nieprzyzwalając wzrusza głową) Ale nie wolno mi i marzyć o tém. Nie chciałbym wystawić cię na niedostatek...