Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/024

Ta strona została przepisana.
Antonja.

I na potępienie własnego sumienia. Nie Elwinie, o tém niech nigdy mowy nie będzie; miejmy stałe przedsięwzięcie, a życzenia nasze spełnione zostaną.

Elwin.

Dom twego ojca dla wszystkich prawie jak klasztor zamknięty. Jakże się zbliżyć? z jakiego powodu wstąpić do niego? Niby nauczyciel muzyki... Co? Jak Almaviva do opiekuna Rozyny... Co?..

Antonja (śmiejąc się).

Mój ojciec muzyki nie lubi.

Elwin.

I ja nic nie umiem... nie można więc... Hm!.. czy przypadkiem twój ojciec nie chory?

Antonja.

Na ból głowy ciągle cierpiący.

Elwin.

Dobrze!.. Wejdę jako lekarz...

Antonja.

Ale nie jesteś lekarzem.

Elwin.

Będę homeopatą. Będę dawał w szklance czystéj wody sześć tysięcy kropel czystéj wody. (Antonja śmiejąc się, nie pochwala) Albo będę magnetyzował.

Antonja.

Pani Laura w tém biegła. Strzeż się, abyś jéj obrotów nie stał się ofiarą.