Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/031

Ta strona została skorygowana.
Jenialkiewicz (wprowadzając ją na przód sceny).

Matyldo, córko mojego ś. p. brata Józefa, któréj opieką Pan Bóg raczył mnie nawiedzić, pytam ci się bez żartu, pytam ci się solennie: Będziesz mi posłuszną, albo nie?

Matylda.

Jak stryjaszka serdecznie kocham: nie. (Idzie do bióra i harapniczkiem strzepuje kurz z papierów.)

Jenialkiewicz (przyszedłszy z zadziwienia).

Ale dziewczyno, co ty poczniesz bez mojéj rady?

Matylda (zawsze strzepując papiery).

Ja sobie poradzę... i lepiéj niż stryjaszek... Ja stryjaszka bardzo kocham, ale stryjaszek nie tęgi do rady... na honor nie tęgi.

Jenialkiewicz.

A to... to... jakem Ambroży...

Matylda.

Jakem Matylda, prawda. Bo cóż mi stryjaszek radzi? Iść za Dolskiego?

Jenialkiewicz (półgłosem do siebie).

Nie tęgi do rady...

Matylda.

Ale Pan Dolski mnie się nie podoba, ale Panu Dolskiemu ja się nie podobam.

Jenialkiewicz.

Spuść się na mnie...

Matylda (kończąc sens).

A dobrze wyjdziesz.