Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/061

Ta strona została przepisana.
AKT III.

(Salon z otwartą kolumnadą na ogród, po obu stronach kanapy i przed niemi stoły — na prawém pęki kwiatów i wazon.)

SCENA I.
Matylda, Karol.
Karol (pod jedną i drugą ręką księga in folio).

Matyldo, konie posiodłane, chcesz albo nie chcesz jechać... jeżeli nie, wezmę się do roboty.

Matylda.

Nie chcę... zwłaszcza z Panem nie chcę... i nigdy z Panem nie pojadę, rozumiesz mnie Panie Niegrzecznicki?

Karol (kładzie księgi i zasiada na kanapie po lewéj).

Nie gniewaj się moja Matyldo, przeprosiłem cię i jeszcze przepraszam; lubo żem się spóźnił nie moja wina. Wy nie wiecie, co to jest polowanie na bekasy... Myślałem sobie wczoraj, że ty Matyldo powinnabyś spróbować... dobrze strzelasz z pistoletu, wprawiłabyś się łatwo i do strzelby. (Matylda zbliża się zwolna do stołu, potém oparta na księgach słucha z wielką uwagą.) Wiem, jakbyś spuszczała bekasy,