Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/066

Ta strona została przepisana.
Matylda.

Biedne dziecię... ale zobaczymy... (do Karola) Pan Dolski odziedziczył zatém znaczny majątek?

Karol.

On, co nigdy kieliszka wina nie wypił — to niesprawiedliwość!

Matylda.

Ale dlaczego tajemnica?

Karol.

Jaka? — Nikt go się nie pytał, on téż nic nie mówił.

Matylda.

Ale stryjaszek?.. ho ho ho!.. Dojdę ja tego.

Karol.

Powiedzże mi dlaczego w naszéj familii nie miałaby się znaleść jaka ciotka, ciotunia, cioteczka mała?.. tylko szukać trzeba. Żebym naprzykład wiedział, matka mojéj matki Miczałkowska z domu, czy się także z Miczałkowskiej rodzi? Proszą cię... tu szukaj...

Matylda (odtrącając księgę).

Nie nudźże mnie! (na stronie) Ha!.. otóż Dolski botanizuje... Panie Dolski pomówimy z sobą. (Matylda zbliża się do Dolskiego, który chce jéj uniknąć — zatrzymuje go i rozmawia z nim w głębi.)

Karol (przerzucając księgi z wielkiém natężeniem).

Tak, Kurowiecki miał za sobą Miczałkowskę... ja wiem... ale żebym mógł z dołu wydrapać się, to w górze zahaczyłbym się przecie.