Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/283

Ta strona została przepisana.

kwotę pieniężną, abym mógł z moją narzeczoną do Gdańska pojechać i tam aż do ślubu pozostać. — Trzeba wam jeszcze wiedzieć, że wsiadając do wagonu w Wrocławiu zastałem już tam moją ubóstwioną Laurę z jéj wujem Panem Melchiorem, człowiekiem ponurym, milczącym, istnym kamedułą. Przyjechaliśmy więc tu razem.

Juliusz.

Zdecydowany więc jesteś zerwać z Gdańską kuzynką i starać się o rękę siostrzenicy Pana Kameduły?

Karol.

Na nic jeszcze nie jestem zdecydowany, bo jeżeli kocham Laurę nad wszelkie pojęcie, to także nad wszelkie pojęcie boję się mego ojca. — Cóż tu robić?

Juliusz.

Czegóż ty sobie życzysz na teraz?

Karol.

Przewłoki przynajmniéj. — Zyczę sobie wyrwać się z pod opieki Anastaziusa Maczka.

Juliusz.

Anastaziusa Maczka? Co to za zwierze?

Karol.

Tak się nazywa mój opiekun ad hoc.

Juliusz.

A potém?

Karol.

Dostawszy pulares z pieniędzmi, jechać za Laurą do Berlina. Tyle przynajmniéj osiągnąć pragnę na teraz.