Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/302

Ta strona została przepisana.
Juliusz.

Tak jest szanowny Panie.

(Gustaw niby z nieśmiałości kryje się za Juliusza)
Anastazius.

Ja nim jestem, Anastazius Maczek — a to jest Pan Karol Lita.

Juliusz.

Tak? Bardzo mi przyjemnie poznać Panów. Ja jestem ciotką i opiekunką Panny Laury Lita, Kunegunda... de... Montekukuli. (Anastazius kłania się nizko.) Zdaje się, że nie potrzebujemy powtarzać, jaki zamiar czyli raczéj interes dziś nas tu sprowadza.

Anastazius (kłaniając się).

Rzecz wiadoma.

Juliusz.

Przystąpimy więc do dzieła jak najspieszniéj.

Anastazius.

Jestem zupełnie na usługi. Raczcie jednak pierwéj łaskawe i szanowne Panie przyjąć od nas skromne śniadanie.

Juliusz.

Dobrze i owszem. Pozwólcie nam tylko rozgościć się nieco.

Anastazius (kłaniając się).

Rozumiem. Proszę się nie żenować.

Juliusz.

Zaraz wrócimy. Chodź Lorko — czegóż się lękasz? Panie Anastazius, Pan mi się podobasz. Wdzięczna jestem memu kuzynowi, że Panu powierzył interes