Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/317

Ta strona została przepisana.
SCENA XI.
Anastazius, Karol.
Anastazius (patrząc za odchodzącemi).

Szanowna, piękna Montekukuli! uprzejma, nadobna Kunegundo!.. O Kundziu kochana!

Karol.

A teraz Panie Maczek, zbieraj się Pan czémprędzéj. (dzwoni) Trzeba, abyś dziś jeszcze odjechał.

Anastazius.

Mam dziś jechać? — Koniecznie?

Karol.

Koniecznie. (do służącego) Rzeczy tego Pana z pod numeru pierwszego znieść na dół i fiakra sprowadzić — przynieść tu płaszcz, kapelusz, fajkę, parasol...

Anastazius.

Panie Karolu — słuchaj mnie. Czy nie mógłbym tu zostać parę dni?

Karol.

Ja teraz muszę być Pańskim opiekunem, powiadam więc wyraźnie i stanowczo, że trzeba abyś zaraz odjechał.

Anastazius.

Ja chciałbym zostać parę dni, dzień jeden.

Karol.

Dlaczego? Po co? Na co? Chcesz tu bawić? Mój ojciec będzie się gniewał za każdą godzinę opóźnienia. Wyraźnie przykazywał, dał nawet instrukcyą