Iskrą gasnącą, co zaledwie tleje
Wieczną sławę zdobyć chciałem!
I któż niestety powtórzy me pienia?
Któż w dwa wieki je zrozumie?
Mowę niosącą najdroższe wspomnienia,
Nowy jakiś gwar przytłumi.
Któż zwiędłym różczkom świętość wieńca nada,
Kiedy ciebie Matko niema?
Któż się poszczyci, że wieniec posiada,
Gdy nie z twoich rąk otrzyma.
Upadaj listku, śnieg w całun zawieje,
Wiosna ciebie nie rozwinie,
Serce straciło wiarę i nadzieję,
Bez odgłosu serce zginie.
Ot Mospanie kiepskie życie!
A co prawda to nie grzech,
Zawsze, wszędzie, jawnie, skrycie
Lament gęsty, rzadki śmiech.
Acz w organki szczęścia miech
Zadmie czasem o swym świcie,
Ledwie słońce stanie w szczycie,
Już zaczyna słabnąć dech.
A im daléj już z południa,
Coraz mroźniéj jak śród grudnia,