Lecz już u zamku podwoi,
Już go zbrojny hufiec czeka
I podróż nagli daleka,
Już się w srebrny pancerz stroi;
I przed Hedwigą gdy stanie
Wziąć ostatnie pożegnanie,
Żegna, wraca — dwakroć wraca,
I ustami ust dotyka,
Idzie — jeszcze wzrok obraca,
I wsiada na koń i znika.
Na dzikim brzegu jeziora,
Gdzie płacząca brzoza rośnie,
Gdzie wietrzyk szumi żałośnie,
Od poranka do wieczora
Od wieczora do poranka
Czekając swego kochanka
Piękna Hedwiga dumała.
Dumała i serca drżeniem
W lubą przeszłość się zwracała,
I pieściła się cierpieniem.
Tak jéj cały rok ubiega,
Gdy rzuciwszy w przestrzeń okiem,
Spieszącego dużym krokiem
Zdala rycerza spostrzega.
Łza i uśmiech się cisnęły
I na twarzy wraz błysnęły,
Smieje się, płacze, drży, woła...
Lecz, gdy rycerz przed nią staje
Któż smutek opisać zdoła?!
Jaromira w nim poznaje.