Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/208

Ta strona została skorygowana.

że się nie szanuje. I kiedy panna Piotrowska weszła spytać się, jaki kapelusz pani weźmie dziś na teatr, nic jéj nie odpowiedziała, ale kazawszy wynieść świéce do drugiego pokoju, zasiadła w kącie sofy; (bo któż się dąsa przy świécy i nie w kącie?) i przedsięwzięła cały tam wieczór przepędzić. Bije wpół do siódméj — chustka przy oczach. Bije trzy kwadranse — „To nie do zniesienia! Żebym choć wiedziała, że pewnie w domu zostanę!“ zawołała nieszczęśliwa żona, i znalazła się na środku pokoju; ale w ten moment ziewnięcie Astolfa, jakby ją pchnęło w dopiero co porzucony kącik. Podparła się na ręku i wszelkiéj siły nad sobą wezwała, by się okazać jak najobojętniejszą, jeżeli po ziewnięciu nastąpi zupełne obudzenie; o czém wkrótce mogla się przekonać, słysząc w trzecim pokoju: „Jest tam kto! — daj szklankę wody — która godzina? — gdzie pani? — Malciu!“ — żadnej odpowiedzi — Malciu! — odkrząknąwszy powtórzył Astolf. — Hm, dość ciche, ale wcale nie obojętne było odpowiedzią na to drugie zawołanie. „Malciu, już czas do teatru, mamy bilet.“ Malcia zerwała się prędko, lecz jeszcze prędzéj usiadła; gdyż po usuniętéj niespokojności szybko gniew górę bierze na sprawcę téjże. Wszedł Astolf — fontaź chustki przy uchu, kołnierzyk wyżéj nosa — z świecą w ręku; opowiadał swoje zdarzenie, lecz postrzegł w krótce, iż kreślenie humorystyczne jego wypadków, nie najlepiéj było przyjęte; musiał uniewinniać się, na końcu po tysiąc razy przeprosić, nim skłonił Amalję by na teatr jechała, czego z razu zadnym sposobem nie chciała. „Dziwna rzecz, mówił później do siebie,