Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/216

Ta strona została skorygowana.

mój kochany... pierniczek z migdałkiem. — Weź mnie na ręce, jak mnie Grzesio nosi.“ Cóż było robić? Wdział biedny Astolf płaszcz na rękawy i z niemałém natężeniem wydźwignął chłopca na ręce. Idzie klnąc w duszy wszystkie teatra na świecie, a figlarny Józio tymczasem, łechtać go zaczyna, usiłując wepchnąć mu palec do ucha. Daremnie Astolf, jak wąż, rzuca głową na wszystkie strony, przytrzymując co moment spadający kapelusz, dopiął malec swego celu i już wświdrował paluszek w ucho, gdy przecie doszli do czekającej z wielką niespokojnością matki. Złożył nieszczęsny swój ciężar, i westchnął głęboko; ale kiedy przyszło do wsiadania, pokazało się iż roztargniona Atanazja już odjechała, zostawiwszy Amalji swoją towarzyszkę. Nie było więc podobieństwa nie ofiarować miejsca w karecie; zgodził się Astolf z wolą Boga, i podając rękę zamyślał pieszo wrócić do domu; ale pani Gołębiowska żadnym sposobem na to zezwolić nie może — rozpoczynają się ceremonje przy stopniu, tak długo trwające, że kilka głosów z kurytarza, pewnie zniecierpliwionych mężów, zaczęły napominać o prędsze tychże ukończenie; Astolf rad nie rad musiał wsiąść do karety, i wziąść jeszcze Józia na kolana; który przez cały czas drogi, dzwoniąc nóżkami, kopał mu bez litości skurczone nogi. Wysiadła nareszcie przyjemna sąsiadka ciotki Atanazji, z przyjemniejszym jeszcze synkiem; a Astolf lękając się nowego jakiego zdarzenia w tym dniu feralnym, rozkazał jechać jak najprędzéj, i nie odetchnął aż u siebie w pokoju. Odetchnął wprawdzie, ale nie na długo, gdyż nagle przypomniał